Zanim Ewa Puszczyńska wraz z Piotrem Dzięciołem i Ericem Abrahamem wyprodukowała „Idę”, pełniła przy realizacji filmów najróżniejsze role: producenta liniowego, wspierającego, wykonawczego i delegowanego, koproducenta, koordynatora produkcji…
A także wielokrotnie: po prostu producenta. Chyba tylko bohaterka „Lekcji kina” potrafi opowiedzieć o różniących te funkcje niuansach. Oraz o tym, jak ponad dwudziestoletnie doświadczenie doprowadziło w końcu Opus Film – firmę, w której pracuje – do Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny.
Jak sama wspomina, trafiła do kina przez przypadek. Z wykształcenia anglistka, tłumaczyła listy dialogowe do filmów, aż któregoś dnia znajomi polecili ją Piotrowi Dzięciołowi, założycielowi i szefowi Opus Film, jako tłumaczkę na spotkanie z klientami. Po latach wspomina: „Rozmowa była głównie anglojęzyczna, bardzo precyzyjna. Wszystko się udało wyjaśnić. Potem byłam tłumaczem na planie reklamy „Nałęczowianki”. Po raz pierwszy zderzyłam się ze słownictwem filmowym, przede wszystkim technicznym, którego wtedy jeszcze nie znałam”.
Opus Film zajął się wkrótce produkcją pełnometrażowych projektów ważnych polskich twórców, a Ewa Puszczyńska szybko zaczęła poruszać się w świecie filmu z biegłością. Jako producentka liniowa zadebiutowała przy polsko-luksemburskim „Masz na imię Justyna”. Przy okazji kolejnych filmów zwiększała się jej kontrola nad procesem realizacji. A wraz z nią: odpowiedzialność. Opiekowała się między innymi „Kongresem” Ariego Folmana, „Inland Empire” Davida Lyncha, „Zerem” Pawła Borowskiego i „Lekcjami Pana Kuki” Dariusza Gajewskiego, a także wieloma koprodukcjami międzynarodowymi (w tym „Spring 1941” Uri Barbasha, „Intruzem” Magnusa von Horna, „Aglają” Krisztiny Deák).
Sukces „Idy” – kilkadziesiąt prestiżowych nagród na całym świecie, wielka popularność m.in. w USA i Francji – przyćmił wszelkie oczekiwania. Chociaż, jak podkreśla Puszczyńska, wraz z Piotrem Dzięciołem znali filmy Pawlikowskiego i wiedzieli, że czeka ich niezwykła twórcza przygoda – marzenie każdego producenta, który kocha kino.
Sebastian Smoliński
ZNAJDŹ NAS