Zmarł wybitny historyk kina i krytyk filmowy, przez kilka dekad relacjonujący dla polskich czytelników festiwal w Cannes. Publikujemy jeden z ostatnich wywiadów, jakich udzielił.
Jego „Historia kina dla każdego” stanowi obowiązkowy element biblioteczki każdego kinomana. Pan Płażewski był także przyjacielem naszego festiwalu. W 2011 roku odwiedził Kazimierz, aby obejrzeć w końcu na dużym ekranie „Podróż do Włoch” Roberto Rosselliniego. Pamięć o nim pozostanie z nami na długo i będzie towarzyszyć nam podczas festiwalowych seansów.
Sebastian Smoliński: Jak rozwijała się pańska pasja filmowa?
Jerzy Płażewski: W szkole w Siedlcach mieliśmy między kolegami nieformalne porozumienie. Duże kino, w którym puszczano najwięcej filmów, miało niewielki balkonik. Jeden z nas kupował bilet, lokował się na balkonie i wpuszczał resztę tajnymi, bocznymi drzwiczkami. Pierwszym filmem, który zrecenzowałem, była „Rodzina Froment” Juliena Duviviera z 1943 roku. Jak spojrzę za siebie – na te 90 lat – to myślę, że nie napisałem niczego, czego powinienem był się wstydzić.
Woli pan pojechać na festiwal do Cannes czy oglądać filmy w kinie w Warszawie?
Oglądam często filmy w domu wraz z żoną, ale tylko dlatego, że nie wszystkie można obejrzeć w sali kinowej. Bardzo ważne jest dla mnie również to, żeby oglądać filmy wraz z prawdziwą publicznością, a nie publicznością pokazów prasowych. Obserwowanie reakcji widzów wiele mnie uczy. Chętnie też wsłuchuję się w rozmowy znajomych, jestem ciekaw ich zdania i spostrzeżeń. Na festiwalach staram się oglądać tak wiele filmów, jak mogę. Przed laty dostałem paszport na wyjazd do Cannes na 7 dni. A festiwal trwa przecież 14 dni i kiedy pisze się tekst do miesięcznika, należy napisać o pewnej całości. Napisałem relację z festiwalu ze świadomością, że jest ona niepełna.
Czy ma pan własne archiwum filmowe?
Mam 13,5 tysiąca zeszytów z notatkami o obejrzanych filmach. Notuję po ciemku świecącym piórkiem. Zapisuję interesujące szczegóły i swoje pierwsze wrażenia. Mam także spis alfabetyczny, jestem w stanie dotrzeć do każdego tytułu w ciągu 30 sekund.
A gdyby kino Iluzjon mogło wyświetlić dla pana jeden wybrany film, na jaki by się pan zdecydował?
Odpowiedź może się wydać zabawna. Wybrałbym „Jej pierwszy bal” Duviviera z 1937 roku. Można ten film krytykować i z pewnością nie każdemu przypadnie on do gustu. Jest to łzawy melodramat, ale zawsze robi na mnie duże wrażenie.
Rozmawiał: Sebastian Smoliński
Skrócona wersja wywiadu, który ukazał się w miesięczniku „Kino”, nr 7-8/2014
ZNAJDŹ NAS