AKTUALNOŚCI

AKTUALNOŚCI

Kreatywny pracoholizm

Blask sukcesu „Idy” wciąż opromienia jej twórców, ale w życiu producentki filmowej nie ma czasu na bierny samozachwyt. Z Ewą Puszczyńską rozmawia Barbara Rusinek.

Barbara Rusinek: Czy da się wykonywać zawód producentki i nie popaść w pracoholizm?

Ewa Puszczyńska: Nie. Podstawą sukcesu jest absolutne, stuprocentowe zaangażowanie. Nie można tworzyć filmu na tak zwane „pół gwizdka”. Nieustannie zatracam się w pracy, myślę o niej 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu. Zaczynam i kończę dzień sprawdzaniem maili, śpię z telefonem przy uchu. Jeśli przypadkiem obudzę się w nocy, przeglądam pocztę na telefonie. Wiem, że jest to bardzo niezdrowe i przestrzegałabym przed tym wszystkich, którzy chcą pracować przy filmach. Cała ekipa musi być jednak gotowa na pełne oddanie danemu projektowi.

Tym bardziej, że wynagrodzeniem jest później wielka satysfakcja.

Każdy otrzymuje wynagrodzenie finansowe, ale oczywiście satysfakcja z tego, że powstało coś dobrego, jest nieoceniona. Poza zainteresowaniem i podziwem widzów ważne jest nasze osobiste zadowolenie z efektów pracy. Bardzo często mamy swoje wyobrażenie o rezultacie naszych działań, które nie pokrywa się z rzeczywistością. W jednym przypadku byłam rozczarowana finalnym kształtem dzieła, nad którym pracowałam, ale zazwyczaj jestem zadowolona.

Co najbardziej pani ceni w zawodzie producenta?

Możliwość poznawania wielu różnych ludzi. Jestem wielką fanką koprodukcji. Uwielbiam pracować z międzynarodowymi ekipami i twórcami. Myślę, że dzięki temu nie posługuję się żadnymi uprzedzeniami ani stereotypami. To chyba największa wartość mojej pracy.

Nie zazdrości pani nigdy reżyserom? Pani ma mnóstwo formalności na głowie, podczas gdy twórcy realizują swoją artystyczną wizję.

Nie, nigdy nie chciałam być reżyserką. Jako dziecko i nastolatka myślałam, że będę się utrzymywać z pisania. Została mi po tym pasja do czytania, również scenariuszy, które nie są wcale najprostszą lekturą. Organizowanie budżetu filmowego wcale nie musi być nudnym obowiązkiem. Szukanie sensownych źródeł finansowania też wymaga kreatywności.

Podczas Lekcji Kina wspominała pani, jak wiele zmieniło się w naszym kinie w ciągu dekady funkcjonowania Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Na co PISF powinien położyć jeszcze większy nacisk?

Chyba nie powiem niczego odkrywczego, bo otwarcie rozmawiamy o tym z kolegami i podejrzewam, że będziemy o tym dyskutować również z nową dyrektorką PISF-u. Zdarza się na przykład, że mimo dofinansowania projektów na etapie rozwoju, filmy nie powstają. Być może należałoby zmienić system kontroli i rozliczania producentów, ale na pewno nie wolno rezygnować z dofinansowywania rozwijanych projektów. PISF powinien też jeszcze mocniej zaangażować się w budowanie kontaktów międzynarodowych, aby wypracować „zasadę wzajemności”. Polega ona na tym, że jeśli np. PISF wspiera film twórcy duńskiego, to automatycznie i obowiązkowo polski producent powinien uzyskać pomoc od funduszu w Danii. Oczywiście tylko jeśli zgłosi dobry projekt. Jest jeszcze mnóstwo rzeczy organizacyjnych, które wymagają usprawnienia. W PISF-ie pracują naprawdę bardzo pomocni ludzie, ale czasami proces rozstrzygania spraw decydujących o losach filmu trwa po prostu za długo.

Rozmawiała: Barbara Rusinek
Głos Dwubrzeża

« »
© Festiwal Filmu i Sztuki Dwa Brzegi Kazimierz Dolny Janowiec nad Wisłą
Projekt i realizacja: Tomasz Żewłakow